Muzycy często prowadzą szalone życie, pełne nadmiaru i wyjątkowych doświadczeń, więc naturalne jest, że ich śmierć powinna być równie niezapomniana. Oto dziesięć przykładów, które to potwierdzają.
10. Keith Relf
Obecnie londyński zespół rockowy z lat 60. The Yardbirds jest pamiętany przede wszystkim dzięki zapoczątkowaniu kariery nie jednego, nie dwóch, ale trzech największych gitarzystów w historii muzyki: Jimmy'ego Page'a, Erica Claptona i Jeffa Becka. A jednak żaden z nich nie interesuje nas dzisiaj. Zamiast tego skupimy się na oryginalnym wokalisty Yardbirds, Keithu Relfie, który przypadkowo poraził się prądem, grając na gitarze elektrycznej.
Stało się to w 1976 roku, wiele lat po opuszczeniu grupy przez Relfa. 33-letni rockman przebywał w piwnicy swojego domu, kiedy przypadkowo poraził się nieuziemioną gitarą. Relf był w złym stanie zdrowia, co mogłoby dodatkowo wyjaśniać, dlaczego zabił go porażenie prądem, ale prawda jest taka, że po prostu nie znamy żadnych szczegółów na temat tego, jak faktycznie doszło do jego śmierci. Jego rodzina utrzymywała w tajemnicy śmierć Relfa, co doprowadziło jedynie do plotek i legend, a zwłaszcza do twierdzenia, że zginął grając na gitarze w wannie.
9. Bobby Fuller
W 1966 roku Bobby Fuller Four odniósł swój największy sukces, gdy ich cover „I Fought the Law” dotarł do pierwszej dziesiątki. Niestety zespołowi nie udało się wykorzystać nowo zdobytej sławy. Zaledwie kilka miesięcy później lider zespołu Bobby Fuller siedział martwy w swoim samochodzie przed swoim mieszkaniem w dość podejrzanych okolicznościach.
Śmierć Fullera rzekomo uznano za samobójstwo, aczkolwiek z pewnymi poważnymi znakami zapytania. Niektórzy twierdzą, że znaleziono jego ciało oblane benzyną. Inni mówią, że miał kilka ran kłutych. Tak czy inaczej, nie jest to coś, co byś sobie zrobił przed popełnieniem samobójstwa. Niektórzy zarzucają także policji, że szybko zamyka sprawę bez odpowiedniego śledztwa, nawet nie zadając sobie trudu sprawdzenia odcisków palców czy przesłuchania ewentualnych świadków. Wreszcie, pojawiły się także doniesienia, że ciało Fullera znajdowało się w zaawansowanym stanie zesztywnienia pośmiertnego, co sugerowało, że nie żył od kilku godzin, mimo że jego samochód stał zaparkowany dopiero od 30 minut.
Nie wiemy, ile z tych twierdzeń jest prawdziwych, ale wydają się wskazywać, że Bobby’emu Fullerowi przydarzyło się coś bardziej złowrogiego. Jeśli chodzi o to, kto mógł to zrobić, było pełno pomysłów – wspomniano o wściekłym właścicielu klubu nocnego, mafii, a nawet Charlesie Mansonie. Nie ma jednak wystarczająco mocnych dowodów, aby wskazać palcem któregokolwiek z nich.
8. Steve Peregrine wziął
Rockowy zespół T. Rex nie mógł sobie poradzić ze śmiercią frontmana Marca Bolana i rozpadł się wkrótce po jego przedwczesnej śmierci w wypadku samochodowym w 1977 roku. Jednak zaledwie kilka lat później zmarł inny z założycieli grupy, Steve Peregrine Took. w znacznie bardziej dziwaczny i niepowtarzalny sposób - poprzez zadławienie się wisienką koktajlową.
Do czasu swojej śmierci Tuk już dawno był z dala od T. Rexa. Został wyrzucony z zespołu w 1969 roku z powodu nadmiernego zażywania narkotyków i wybryków na imprezach, które najwyraźniej były zbyt duże, nawet jak na standardy rockmanów z lat 60. Tak czy inaczej, po opuszczeniu T. Rexa, Tuck rozpoczął różne solowe i grupowe projekty muzyczne, z których najbardziej godnym uwagi był prawdopodobnie zespół Shagrat, w skład którego wchodził oryginalny członek Motörhead Larry Wallis.
31-letni Took zmarł 27 października 1980 roku w swoim domu w Londynie, jak już powiedzieliśmy, po zadławieniu się wiśnią. Niektóre wersje tej historii podają, że była to cebula koktajlowa i że w grę wchodziły również narkotyki, co spowodowało, że oficjalna przyczyna jego śmierci została wymieniona jako „śmierć w wyniku wypadku narkotykowego”.
7. Al Jackson Jr.
W latach 60. Booker T & the MG's byli jednym z najzabawniejszych zespołów instrumentalnych, składającym się z grupy doświadczonych muzyków sesyjnych podpisanych dla Stax Records, którzy zdecydowali się założyć własną grupę po zagraniu na setkach płyt dla innych artystów. W oryginalnym składzie grał Al Jackson Jr. na perkusji, znany jako „The Timekeeper Man” ze względu na swoją intuicyjną umiejętność odmierzania czasu.
Niestety, czas Jacksona w grupie dobiegł tragicznego końca w 1975 roku, kiedy został zamordowany w swoim domu w Memphis. Był 30 września i Jackson miał tego wieczoru lecieć do Detroit na sesję nagraniową. Jednak był to wieczór kultowego meczu bokserskiego „Thrilla in Manila” pomiędzy Alim i Frazierem. Jackson nie chciał tego przegapić, więc opóźnił swoją podróż i udał się do Mid-South Coliseum, aby obejrzeć walkę w telewizji. Wracając do domu, zastał w swoim domu intruza. Zmusił Jacksona do upadku na kolana i strzelił mu pięć razy w plecy. Później jego żona Varvara wybiegła na ulicę, wołając o pomoc, krzycząc, że jej mąż został zabity przez bandytę.
Ponieważ morderstwo Jacksona pozostaje nierozwiązane, podsyciło to spekulacje, że może nie wszystko jest tym, czym się wydaje. W końcu bandyta całkowicie kontrolował sytuację, a mimo to strzelił do Jacksona pięć razy. Nawet policja zauważyła, że napastnik naprawdę chciał się upewnić, że Jackson nie żyje. Żona zeznała, że słyszała, jak zabójca zwracał się do Jacksona po imieniu, co wskazywało, że się znali. Krążą pogłoski, że wytwórnia płytowa Jacksona lub nawet jego żona mogła mieć w tym swój udział, ponieważ byli w trakcie rozwodu, a ona już raz go postrzeliła kilka miesięcy wcześniej.
6. Lukrecja McKechnie
Wielu artystów umiera, ulegając swoim demonom, co jest zazwyczaj ładniejszym sposobem powiedzenia, że umierają z powodu narkotyków. Kolejną znaczącą część zabierają samoloty i wypadki samochodowe, niektórzy giną, a ich morderstwa pozostają nierozwiązane, jak wspomniany Al Jackson Jr. Od czasu do czasu niektóre z nich po prostu znikają i nigdy więcej o nich nie słychać. .
Ten ostatni los spotkał Christinę „Licorice” McKechnie, szkocką wokalistkę zespołu The Incredible String Band. Osiągnęli swój szczyt, gdy wystąpili na Woodstock w 1969 roku, ale złe rozstanie z jednym z pozostałych członków zmusiło McKechniego do opuszczenia grupy w 1972 roku.
Po tym jej ruchy stają się znacznie bardziej niejasne. Pewnego dnia przeprowadziła się do Kalifornii. Wyszła za mąż, a później rozwiodła się z innym muzykiem o imieniu Brian Lambert. Pewnego dnia wróciła do rodzinnego Edynburga, aby spotkać się z rodziną, ale około 1990 roku wydawało się, że McKechnie zniknął z powierzchni ziemi. Wszystkie raporty twierdzą, że ostatni raz widziano ją podróżującą przez pustynię w Arizonie.
5.Alessandro Stradella
Niezwykłe śmierci muzyków zdarzają się nie tylko w naszych czasach. Cofamy się prawie 350 lat do XVII-wiecznej Genui, aby poznać dziwną śmierć barokowego kompozytora Alessandro Stradelli.
Stradella był niewątpliwie utalentowanym i płodnym artystą, który stworzył setki dzieł, ale był też osobowością dość wątpliwą. „Żył w rozpuście” – można to grzecznie wyrazić, i był świadkiem wielu skandalów, które zakończyły się nie jedną, ale dwoma próbami zamachu.
Pierwsze spotkanie Stradelli ze śmiercią miało miejsce w Wenecji. Pracował jako niezależny nauczyciel muzyki, ale próbował uwieść i porwać uczennicę o imieniu Agnese van Uffele. Na jego nieszczęście okazała się także siostrzenicą Doży i nie pochwalał działań Stradelli. W rzeczywistości Doża wysłał swoich zbirów za nauczycielem muzyki, a oni go pobili, dźgnęli nożem i zostawili na śmierć.
Stradella przeżył to pierwsze spotkanie i mądrze zdecydował, że czas na zmianę scenerii. Uciekł do Genui, ale najwyraźniej nie próbował się poprawiać. Wkrótce zyskał nowych wrogów, którzy skuteczniej zaatakowali kompozytora. Stradella został zaatakowany i ponownie dźgnięty nożem na ulicy, po czym zmarł w wieku 42 lat.
4. Gram Parsons
Śmierć pioniera country rocka Grama Parsonsa nie jest szczególnie godna uwagi. Artysta zmarł w wyniku przedawkowania narkotyków, co nie jest niczym niezwykłym w muzycznym świecie. Ale to, co wydarzyło się później, czyni tę płytę wyjątkową.
Parsons był wielkim fanem Parku Narodowego Joshua Tree w południowo-wschodniej Kalifornii. Odwiedzając to miejsce kilkakrotnie, składał najbliższym przyjaciołom życzenia, aby po jego śmierci rozsypano tam jego prochy. Jego zarządca drogi, Phil Kaufman, chciał spełnić ostatnią wolę Grahama, był jednak jeden problem – rodzina Parsonsa chciała zapewnić mu standardowy pochówek na cmentarzu i zgodnie z prawem to do nich należało ostatnie słowo. Kaufman zrobił więc to, co zrobiłby każdy prawdziwy przyjaciel w takiej sytuacji – ukradł ciało.
Kaufman i inny przyjaciel, Michael Martin, przybyli do Los Angeles, przygotowując się do wysłania szczątków Parsonsa do Nowego Orleanu. Duet wynajął karawan Cadillaca i udawał, że pracuje w domu pogrzebowym, twierdząc, że plany się zmieniły i ciało zostanie przywiezione samolotem z lotniska Van Nuys. Pracownicy LAX trochę się wahali, ale w końcu wypuścili ciało. Następnie para udała się do Parku Narodowego Joshua Tree, gdzie podpaliła trumnę.
Niestety, nie stanęli na wysokości zadania. Niektórzy turyści zauważyli je i zaalarmowali władze. Kaufmana i Martina aresztowano, zanim ciało zostało poddane całkowitej kremacji, a to, co z niego zostało, ostatecznie zwrócono rodzinie Parsonsa i pochowano. Za role w tej małej przygodzie Kaufman i Martin zostali ukarani grzywną po 300 dolarów.
3. Terry Kat
„Jak myślisz, co zrobię? Wysadzić mi mózg?
Były to podobno ostatnie słowa Terry'ego Katha, gitarzysty i założyciela rockowego zespołu Chicago. I zapewne domyślacie się, co stało się później. Zgadza się, Kat miała atak serca. Nie, niezupełnie, zastrzelił się.
Cat był wielkim entuzjastą broni, co dobrze, ale był też wielkim entuzjastą narkotyków i często lubił łączyć swoje dwa ulubione zajęcia. Wielu jego przyjaciół uważało, że tragedia to tylko kwestia czasu, i mieli rację. Był 23 stycznia 1978 roku, zaledwie tydzień przed 32. urodzinami Kat, a gitarzysta spotykał się z jednym z techników zespołu, Donem Johnsonem, w jego domu w Los Angeles.
Kat jak zwykle miała przy sobie kilka pistoletów i bawił się nimi, kręcąc nimi, celując w swoją głowę, a nawet pociągając za spust. Co zrozumiałe, zdenerwowało to Johnsona, więc aby go uspokoić, Kat chciała mu pokazać, że wszystkie jego pistolety są puste. Wziął 9 mm, pokazał technikowi pusty magazynek, włożył go do broni, przyłożył do skroni i pociągnął za spust. Niestety zapomniał o kuli w komorze, a Kat po prostu strzeliła sobie w głowę.
2. Glenna Millera
Był czas na początku lat czterdziestych, kiedy dyrygent Glenn Miller miał najlepiej sprzedający się występ muzyczny w Ameryce. A jednak, gdy wybuchła II wojna światowa, Miller postanowił poświęcić bezpieczeństwo swojego kraju, aby zapewnić rozrywkę żołnierzom, i zapłacił za to życiem.
15 grudnia 1944 roku Miller wsiadł do małego samolotu, który miał przelecieć nad kanałem La Manche z Londynu do Paryża. Nikt go więcej nie widział, a wraku samolotu nigdy nie odnaleziono.
Jeśli chodzi o to, co dokładnie się wydarzyło, najbardziej oczywistą odpowiedzią jest to, że Miller zginął w katastrofie wraz z dwoma innymi funkcjonariuszami na pokładzie samolotu. Przyczyna katastrofy jest przedmiotem dyskusji. Niektórzy uważają, że było to spowodowane złą pogodą, która zmusiła pilota do lotu nisko i spowodowała zamarznięcie wlotów paliwa. Inni uważają, że mógł zostać zabity przez przyjacielski ogień, zwłaszcza przez alianckie bombowce zrzucające bomby po powrocie z nieudanego nalotu na Niemcy.
A to oczywiście zakłada, że Miller rzeczywiście zginął w katastrofie lotniczej. Bardziej dziwaczne wersje sugerują, że lider big bandu sfingował swoją śmierć i przeniósł się do Ameryki Południowej lub że faktycznie zmarł w paryskim burdelu, a armia wymyśliła tę historię, aby chronić jego wizerunek. Albo nawet, że zginął podczas tajnej misji rządu USA polegającej na negocjacjach z nazistowskimi Niemcami.
1. Mike'a Edwardsa
Jeśli chodzi o dziwaczne śmierci muzyków, trudno byłoby przytoczyć „dziwaczny” wypadek, w którym w 2010 roku zginął Mike Edwards, kiedy został zmiażdżony przez gigantyczną belę siana.
Edwards był najbardziej znany jako wiolonczelista zespołu rockowego Electric Light Orchestra z lat 70., grając z nim na początku jego kariery, zanim opuścił grupę w 1975 roku. Przejdźmy szybko do 3 września 2010 roku. Edwards miał 62 lata w wiejskim hrabstwie Devon, kiedy bela siana spadła ze wzgórza i uderzyła w przód jego furgonetki. Bela siana ważąca ponad 600 kg natychmiast zabiła Edwardsa.
Policja prowadziła dochodzenie w sprawie obu mężczyzn pod kątem możliwego zaniedbania karnego spowodowanego dopuszczeniem beli siana do wymknięcia się spod kontroli, ale ława przysięgłych śledczych oczyściła ich z zarzutów, nazywając śmierć Edwardsa „wypadkiem na farmie, któremu można łatwo zapobiec”.
Dodaj komentarz